Nieco nadziei, na tym Zachodzie, nieco... - o drugim tomie "Dzikiego Zachodu"

 



[RECENZJA] Lamontagne / Gloris - Dziki Zachód. Tom 2 - Dziki Bill / Lost in Time 

Uwielbiam patrzeć na dzieła w sposób zmienny, ciekawie robi się zwłaszcza wtedy, gdy zmiana perspektywy jest odgórnie zaplanowana przez twórców. Mam wrażenie, że tak właśnie mają się sprawy z (mini) serią komiksową "Dziki Zachód". 

Miałem okazję pisać dla Was o tomie pierwszym - bohaterką tegoż była Calamity Jane, w drugim nieco więcej czasu spędzamy z Dzikim Billem Hickockiem (wątek legendarnego łowcy nagród w pierwszym tomie był nieco w tle). Na tyle okładki umieszczono dwie pary kart - druga to zapowiedź (czekam, czekam) a pierwsza dotyczy właśnie wspomnianych bohaterów. I - co bardzo symboliczne - obydwie "karty" w tomie numer dwa oddalają się od siebie. Niby od zawsze historia Billa różniła się od tej, przynależnej Jane… ale o ile ton i charakter opowieści o nieugiętym i nieco posągowym rewolwerowcu pozostaje prawie identyczny, dla Jane zmienia się wszystko. Wątek Billa jest klamrą, jest charakterystyczny dla mitu Dzikiego Zachodu - gorzki, raz zmokły w deszczu, raz spalony słońcem, bezwzględny, ale i opierający się na wartościach. To, co spotyka kobietę - jest niezwykłe i ukazuje zupełnie inne oblicze tamtych czasów. 

Pierwszy tom opisywałem jako nieprzyjemny, pełen okrucieństwa, pozbawiony nadziei, brudny i bezwzględny. Szorstkość lektury dawała się we znaki. W drugim pojawiają się rdzenni mieszkańcy - głównie poznajemy plemię Lakotów - i mamy okazję spojrzeć na ten świat zupełnie inaczej. To jest ta zmiana optyki, a charakterystyczne zdanie, wypowiedziane w myślach przez Jane: "(...) lecz tutaj przynajmniej… nikt nie próbuje mnie wykorzystać", jeszcze ją potwierdza. Jest szansa na dobre życie, pojawia się nadzieja, może i miłość (?). Także piękno przyrody działa jako pewnego rodzaju oczyszczenie. 

Świetnie to sobie wymyślił Thierry Gloris, a solidnie i stylowo przedstawił Jacques Lamontagne. Nadal wrażenie robi i wielki format i szczegółowe rysunki - tutaj zawierające dużo więcej przestrzeni. 

Nie wiem, na ile znacie historię Dzikiego Zachodu - ja nie jestem specjalistą, bardziej ciekawskim obserwatorem - ale mnie udało się wyłapać obecność innych historycznych postaci. Fajne jest to, że "Dziki Zachód" czyta się jak sienkiewiczowską trylogię, jest wartko, a cały czas z tyłu głowy pozostaje nam wiedza, iż to być może tak właśnie wyglądało," tak się działo". Oczywiście, absolutnie nie można brać przedstawionej tu historii jako pewnika - nadal to głównie legendy. 

Pamiętam, że pod recenzją pierwszego tomu - na jednej z komiksowych grup - zapytano mnie, dlaczego używam określeń "brudno, krwawo, bez znieczulenia"... W przypadku tomu numer dwa - dodałbym, że z tego mroku można próbować się wydźwignąć i zaznać innego Dzikiego Zachodu. Taki jest właśnie tom "Dziki Bill". 

Zaskakująco dużo o Jane, mało o Billu? No cóż - Bill po prostu robi tu swoje, w kapitalnej sekwencji otwierającej przypomina o zasadach i nieuchronności przed sprawiedliwością. Mam nadzieję, że w rzeczywistości James Hickock w te wszystkie ideały wierzył 😎. A dalej? Bill dopada jednego, następnie ściga i tropi kolejnego szubrawcę, a jego ścieżka zmierza tam gdzie przetnie się ze szlakiem życia Calamity Jane. Taki to Dziki Zachód właśnie. 

Świetny komiks. Fascynująca, pełna detali i wiedzy (ale niekoniecznie historycznej) opowieść o legendarnych czasach. Już nie mogę się doczekać dwóch kontynuacji. 

Dziękujemy wydawnictwu Lost in Time za egzemplarz recenzencki i oczywiście także za wybieranie tak ciekawych tytułów do swojej oferty. 


! /#Szeptun_XIII

Komentarze

Popularne posty