O sile, kształtującej się w bólu, krwi i bezsilności - recenzujemy komiks "Dziki Zachód".

 


[RECENZJA] Lamontagne / Gloris - Dziki Zachód. Tom 1 - Calamity Jane / Lost in Time 

"Dziki Zachód" to trzeci komiks wydawnictwa Lost in Time - zarazem pierwszy "europejski". Ale tak przewrotnie, bo traktujący o historii Ameryki. 

Ciekawe, w jaki sposób Amerykanie patrzą na takie ujęcie westernowej tematyki - brudne, realistyczne, demitologizujące… Francuzom na pewno jest łatwiej pokazać mroczną stronę czasów rewolwerowców. Patrzą z boku, z dystansem i surowo oceniają przeszłość Stanów Zjednoczonych. A tą, zbudowaną na zbrodni, kłamstwach, nierównościach - trudno lubić. Ale może ona posłużyć za studium ludzkich zachowań. I tym jest właśnie komiks "Dziki Zachód" - to opowieść na wskroś obyczajowa, dramatyczna i bardzo brutalna. I - co warto dodać - oparta na faktach. 

Najpierw album wita nas sekwencją scen łączących w sobie niezwykły ładunek przemocy i muzykę - piosenkę której słowom akompaniuje banjo. To wywołuje dreszcze i od razu ustanawia ton opowieści. Następnie przeskakujemy o dziesięć miesięcy w przód i rozpoczynamy właściwą opowieść. W pierwszym tomie poznajemy losy Marthy Cannary - w historii zapisała się ona jako Calamity Jane. W pewnym momencie jej dramatycznej młodości poznaje Jamesa Butlera Hickocka, nazywanego już wtedy Dzikim Billem. Tą dwójkę połączy los, a pierwszy album pokazuje wstęp do tej niezwykłej (chyba można użyć tego określenia) przyjaźni. 

W przypadku tego komiksu - ważna jest na pewno forma wydania. To wielki format (powiększony względem zwykłych "frankofonów"), zamknięty w grubej błyszczącej okładce (wrażenie obcowania z produktem deluxe) - choć jest to ledwie 56 stron. Szczegółowe rysunki, utrzymane w brunatnej palecie barw to dzieło Jacquesa Lamontagne. Nie mogę napisać bym czerpał ogromną przyjemność z oglądania kreski tego artysty, ale na pewno nie przeszkadza ona w narracji. W pełni oddaje charakter i styl opowieści. Scenariuszem zajął się Thierry Gloris. To sprawny autor, podczas lektury nic nie zgrzyta, sprawnie przemycone zostają zarówno historyczne, jak i społeczne ciekawostki. Ale ten komiks robi robotę na zupełnie innym poziomie. Sięga głębiej. Po zamknięciu albumu miałem od razu ochotę umyć ręce, nalać sobie whisky i, siadając w fotelu, okryć sobie kolana kocem. Klimat - działa, jest nieprzyjemnie. Zamiast dotykania palcami kapelusza (pozdrawiając damy z uśmiechem) i strząsania pyłu z ramienia… w "Dzikim Zachodzie" dostajemy błoto na butach i plamy na ubraniu. I za to - chwała autorom. 

Ten komiks jest o sile, kształtującej się w bólu, krwi i bezsilności. No i o tym, co stało się filarem (a dziś przekleństwem) Ameryki - że wszystko przemija, ale broń w dłoni pozostaje na zawsze odpowiedzią. I równoważnikiem wolności. Smutne i zarazem prawdziwe.
A co do samej broni - niech znamienne dla tonu i tematyki opowieści będzie użycie określenia "strzelaj kowboju" przez prostytutkę - w wiadomym momencie. Celne i gorzkie. 

Nie mogę napisać by lektura pierwszego tomy "Dzikiego Zachodu" była mi przyjemnością, ale przecież nie każdy komiks czyta się w tym samym celu - nieprawdaż? Czekam na kontynuację - jednocześnie salutując palcami do ronda kapelusza, skinąwszy w stronę Wydawnictwa Lost In Time - w podzięce za sposobność obcowania z tym albumem. 

/ #Szeptun_XIII



Komentarze

Popularne posty