Rodzina Śledziem Silna - czyli nasza recenzja komiksu "Wartości rodzinne"
Michał Śledziński - Wartości rodzinne /Kultura Gniewu
Uwielbiam komiksy! a najbardziej takie, które są oryginalne, z ciekawą fabułą, barwnymi postaciami, poczuciem humoru, ładnie narysowane, z dużą ilością szczegółów, a już najlepiej, gdy są osadzone w naszych czasach, w naszym kraju, czyli krótko mówiąc, tworzone przez rodaków.
Niedoścignionym ideałem (swojego rodzaju „Guru” polskiego komiksu) jest dla mnie Michał „Śledziu” Śledziński, który kupił mnie w całości swoim „Osiedlem Swoboda” (które zresztą nie tak dawno recenzował #Szeptun_XIII na łamach naszego Gniazda). I to właśnie jego twórczość mam przyjemność dziś zrecenzować, a mowa tu o komiksie pt. „Wartości Rodzinne”, które uzyskaliśmy dzięki wydawnictwu Kultura Gniewu – wielkie dzięki.
„Najsampierw” jednak nie o treści, a o samym wydaniu komiksu. Podobnie jak w przypadku wspomnianego wcześniej „Osiedla Swoboda”, jest to zbiorcze wydanie czterech części „Wartości rodzinnych”, które ukazywały się w latach 2008-2010, zapakowane w (najlepszej dla komiksów) twardej oprawie. Komiks zawiera tym samym, aż 152 strony, na których prócz samej treści fabularnej, znajdują się również materiały dodatkowe. Miły dodatek, który w fajny sposób skleja wszystko w spójną całość.
Jeżeli ktoś lubi styl rysowania Pana Śledzia, to już od samej okładki można rozpoznać jego charakterystyczną kreskę, co mnie cieszy bo ja bardzo lubię ten styl. Postacie w łatwy i przyjemny dla oka sposób wyrażają swoje emocje. Kadry są bardzo bogate w szczegóły, i w każdym możliwym miejscu jest coś wciśnięte, ale nie na siłę. Wystarczy przewertować kilka kartek i można znaleźć miejsca które „żyją”. Ot tu, w tle jakiś plakat zespołu, tam pod oknem niewidoczny na pierwszy rzut oko bałagan (który pasuje do sceny), gdzieś w hipermarkecie tłum ludzi, każdy coś robi, a jakaś staruszka dorzuca śmieszny tekst, pchając jednocześnie wózek pełen zakupów. Kocham takie szczegóły. Dzięki takiemu zabiegowi, komiks można odkryć na nowo przy jego kolejnym czytaniu, a to tylko dlatego, że nie sposób wyłapać wszystko za pierwszym razem.
Oczywiście nie każda plansza jest, aż tak „pełna”. Jeżeli dialog między postaciami jest ważny (albo po prostu dłuższy), autor w przyjemny sposób przedstawia kadry, bez praktycznie żadnych szczegółów. Na pierwszym planie przedstawione są same postacie, które też w jakimś charakterystycznym i humorystycznym stylu zajmują czytelnika. Śledziu opanował to do perfekcji, przechodzenie z „bogatych” wypełnionych szczegółami kadrów, do takich pustych z kilkoma ważnymi elementami.
Teraz sedno opowieści, a jest o czym i o kim opowiadać. Fabuła komiksu skupia się na perypetiach rodziny „Królów” (tak, to ich nazwisko). Głowa rodziny Edgar, żona Elżbieta, syn Tobiasz oraz córka Tara. Przykładowa polska rodzina, która przygarnęła pod swój dach, nikogo innego jak samego Jezusa. Każda z tych postaci, śmiało mogła by zasłużyć na swój oddzielny zeszyt, bo postacie są naprawdę ciekawe i charyzmatyczne.
Ogólnie, w całym komiksie, znajdzie się cała masa postaci, która występuje jedynie chwilę, a śmiało można by o nich opowiedzieć wiele więcej. Sam „Tucholski Patrol” jest tak pomysłowym dziełem, że Śledziu mógłby wydać tylko komiks o ich przygodach (taki drugi O.P.O. ze „Swobody”).
Widać i czuć, że komiks ten był wzorowany na takich produkcjach jak „Family Guy”, czy też „Simpsonowie”, ale – i tu wielki ukłon w stronę Śledzia – nie jest to jakaś kalka, czy po prostu zerżnięty pomysł. Autor zrobił coś niesamowitego, wziął to co najlepsze z wymienionych produkcji, podkręcił to kilka poziomów, i wydał w oryginalnym „polskim” klimacie. Strasznie żałuję, że nie da się tego animować i ukazać w postaci serialu. Po prostu te postacie na to zasługują, a ich potencjał się marnuje.
Na koniec - dialogi. Szczerze, nie jestem jakimś psychofanem Śledzia, ale „Jezusie Nazarejski” jakie on tworzy wspaniałe dialogi. Czasami w prosty sposób - jedyne co jest zmienione to kolejność słów w zdaniu - i powstaje coś niesamowitego. Jeżeli mówi coś osoba starsza, bądź jakiś typowy osiedlowy dres, to bez rysunku po samym dialogu można byłoby rozpoznać tę postać. Aby dobrze zobrazować o co chodzi w dialogach, musiałbym cytować całe teksty z tego komiksu, praktycznie z co drugiej strony, więc doradzam to po prostu przeczytać 😊.
„Grande finale” podsumowanie:
Komiks „Wartości rodzinne” bankowo przypadnie do gustu każdemu, kto wcześniej lubował się w twórczości Pana Michała, a nawet śmiem twierdzić, że powinna to być pozycja obowiązkowa dla takich osób. Jeżeli zaś chodzi o „zwykłych zjadaczy chleba”, którzy to pierwszy raz spotykają się ze Śledziem, to szczerze polecam. Ładne kolory, przyjemne bogate kadry, bardzo charyzmatyczne postacie, rewelacyjne dialogi, dobre poczucie humoru i fajne wydanie sprawi, że nikt nie powinien się zawieść na tym dziele. Jedynym minusem może być fabuła, bo nie ma tu zagadek jak w powieściach o „Sherlocku Holmesie” i czuć po prostu, że komiks prosi się o kontynuację. Tak jak wspomniane odcinki serialu – czyli te same postacie, to samo miejsce tylko całkowicie inna zamknięta opowieść, która doczeka się kolejnego odcinka 😉.
I szczerze na to liczę, że doczekamy się jakiejś kontynuacji.
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za przesłanie komiksu do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz