Starzec, magiczny miecz i bogowie... no i Teksas - omawiamy komiks "God Country"




"God Country" to opowieść graficzna. Niezwykła fuzja słów i obrazów.

"Opowieść" - bo jest, jak bajda, snuta przy ognisku, gdzieś na pustkowiu, smaganym wiatrem i wypełnionym pyłem. I szumiącą trawą. 
"Graficzna" - bo tam, gdzie słowa opowieści milkną - pojawiają się obrazy i uderzają jeszcze dosadniej, idealnie te słowa zastępując. Słowa i obrazy uzupełniają się, karmią nawzajem. Psiakrew, ale to jest poetyckie


Znaczy się, oczywiście mam na myśli dzieło Donny'ego Catesa (tekst) i Geoffa Shawa (szkic) oraz Jasona Wordie (kolory). Trudno uwierzyć, iż panowie w sumie dopiero zaczynają swoją komiksową drogę.

Ta kameralna, tak po prawdzie, historia jest zarazem kosmicznym, między wymiarowym eposem, ze szczyptą teksańskiego klimatu. Jak to w ogóle może działać? Ano, działa - tak samo jak początkowy koncept - Emmet, staruszek cierpiący na Alzheimera, wchodzi w posiadanie magicznego, mówiącego miecza. Miecz ów, Valofax, dzierżony w dłoni zapewnia starcowi powrót wspomnień i całkiem sprawne życie. Do czasu…

"God Country" traktuje o rodzinie, miłości, przemijaniu i dziedzictwie. Odpowiedziano ją przewrotnie, charyzmatycznie, oryginalnie, na kilku poziomach - jednocześnie z posmakiem retro. Z powodzeniem zestawiono powolną, senną narrację z dynamicznymi scenami akcji. Teksas czuć w każdej planszy, kosmiczna, boska potęga jest narysowana tak, że zapiera dech w piersiach, a gadający miecz posiada osobowość dającą się polubić. Szaleństwo…



I na koniec nieco bardziej technicznie i przyziemnie. Tom to zamknięta miniseria z wydawnictwa Image, wydany w grubej oprawie, na pięknym papierze. Jako uzupełnienie, dołączono alternatywne okładki i rysunki koncepcyjne. Polski wydawca, KBoom - to mój pierwszy zakup od nich - bardzo dobrze się spisał. Oby tak dalej. Wieszczę nam długą współpracę 😀.

Koniecznie zapoznajcie się z "God Country". To niesamowita przygoda.



Komentarze