Myśl ponad materią - recenzja niezwykłego komiksu "Promethea"




W ostatnim czasie, wydawnictwo Egmont, chętnie sięga do twórczości Alana Moore. Chwilę temu miałem "nieprzyjemność" recenzować "Neonomicon" (oryginalnie wydany dekadę temu). Dostałem tam bezpośrednią wulgarność, szpetne rysunki i prosty do bólu scenariusz. Tym razem zasiadłem do lektury starszej o jeszcze dziesięć lat. I znalazłem całkowicie odmienny materiał. Niesamowity komiks - poetycki, pięknie narysowany i obłędnie wydany, a co najważniejsze przemyślany i świetnie napisany. Alan Moore - człowiek zagadka - twórca o wielu twarzach.

Promethea to postać stworzona przez Moore'a (umiejętne trollowanie w przedmowie wprowadziło w błąd kilku recenzentów), osadzona w ciekawie przedstawionym uniwersum. Ten świat - przypominający retro wyobrażenia o końcówce dwudziestego wieku (akcja toczy się w roku 1999, ale nad miastem Nowy Jork przelatują samochody) jest fascynująco opowiedziany, szczegółowy. I kapitalnie narysowany. J. H. Williams III szkicuje, używając różnych form, raz bardziej realistycznie, w innym miejscu bajkowo lub satyrycznie. Bawi się obrazami, magicznie komponuje kadry, całe strony. W kilku miejscach - czeka nas graficzne zaskoczenie - nie zdradzę Wam czego się spodziewać - ale efekt "wow" gwarantowany. Tusz i kolory uzupełniają wizualną ucztę.




Tak właśnie - ucztę - ponieważ realistyczny Nowy Jork to zaledwie mniejsza część wykreowanej rzeczywistości. Promethea jest bohaterką, wojowniczką, kimś na kształt bogini i zarazem łączniczką z Immaterią - krainą myśli, idei, wyobrażeń. 

Dodatkowo, Prometheą może zostać każdy - w komiksie obserwujemy wiele oblicz bohaterki, ale głównym staje się Sophie - zagubiona studentka. Najbardziej fascynuje zetknięcie się banalnego (ale niebanalnie ukazanego) świata fizycznego z tym wyobrażonym. Dane nam jest odwiedzić wiele niesamowitych lokacji, spotykamy postacie znane z baśni, legend i mitów. Moore tłumaczy wiele oczywistych spraw, poprzez pryzmat snów, marzeń, pragnień i walki o władzę nad umysłami.


Promethea walczy. Przeciw niej - symbolizującej nieskrępowane ludzkie pragnienie poznania (wszystkiego) - występuje wiele sił. Magowie, Świątynia, demony i inni, pragnący nadal utrzymywać władzę nad umysłami nieświadomych ludzi. Wszystkie pojedynki ukazane są oryginalnie, sugestywnie narysowane.

Komiks oznaczono jako "tylko dla dorosłych" - przemoc i seks to ważne części składowe opowieści. A historię czyta się wartko (chyba że, tak jak ja, będziecie podziwiać grafiki, stronę po stronie), pomimo pozornego skomplikowania. Jest akcja, świetne postacie (jak Piątka Klawych Kolesi), ze świetnie napisanymi dialogami. 
Tutaj zatrzymam się i podrzucę przykład. Jeden z zabójców, tropiących Prometheę stwierdza w pewnym momencie: 

"(...) Jeśli będzie trzeba, wykręcę powietrze tak, że zacznie krwawić informacjami". 

Niezłe.

Reasumując - mocno polecam. W "Promethei" znajdziecie wszystko - oryginalną historię, czerpiącą garściami z mitów, religii i wyobrażeń, osadzoną w barwnym, żyjącym świecie. I zaskakującą, graficzną ucztę - do tego pięknie wydaną. Grubaśne tomiszcze (pierwsze z trzech). Do czytania i podziwiania. Koniecznie.


Dziękujemy wydawnictwu #Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.








Komentarze

Popularne posty