Zbyt krótka krucjata - oceniamy komiks Powrót Mrocznego Rycerza: Ostatnia Krucjata




Batman zaczyna odczuwać zmęczenie, ból w kościach i mięśniach, starość chwyta go swoimi mackami. Nad jego kondycją ubolewa opiekuńczy Alfred, pociesza go Selina Kyle.. Mrocznego Rycerza wspiera młody Jason Todd, drugi z Robinów. Robin jeszcze niedoświadczony, ale bardzo zdolny i mocno dający ponosić się mrokowi. Tymczasem, Joker trafia do Arkham, a w tle przewija się jeszcze dwójka ikonicznych przeciwników Batmana. Oto zarys fabuły komiksu “Powrót Mrocznego Rycerza: Ostatnia Krucjata”. Brzmi klasycznie? Może nieco stereotypowo? Batman to ten rodzaj zamaskowanego bohatera, o którym można pisać i pisać, którego można rysować i rysować. I nawet już znane motywy, historie, dobrze “grają” po raz kolejny. Ot, genialna postać. Omawiana historia powstała jako prezent na trzydziestolecie klasycznego, wybitnego “Powrotu Mrocznego Rycerza” (1986).  




Niby powinienem być zadowolony z lektury, bo generalnie dobre dzieła pozostawiające niedosyt to fajna sprawa. Tyle, że - w przypadku Batmana od Franka Millera, Briana Azarello i Johna Romity Jr. - ten niedosyt mocno daje się we znaki.

Zacznę od rozczarowania. Historia jest zdecydowanie zbyt krótka, nie wykorzystuje potencjału. Mogłaby być fragmentem większej całości. Kto wie? Znając Millera który, i w przypadku omawianego komiksu, niejako odcina kupon od wybitnego pierwowzoru - może dostaniemy kolejny fragment? Fragment z przeszłości. Zbyt krótki fragment?

Rozczarowanie i niedosyt. Z tym zostałem, bo wszystko pozostałe wydaje mi się albo bardzo solidne, albo wręcz genialne.



Wydanie - tip top. Twarda okładka, zaskakująca przy tak małej objętości komiksu, świetny papier - standard u Egmontu. Milutka przedmowa od Roberta Rodrigueza (dobry ziomek Millera) i bardzo ciekawe dodatki (scenariusz oraz galeria okładek i porównanie surowych kadrów z kolorowymi).

W przedmowie, Rodriguez zwraca uwagę na “filmowość” scenariusza. Reżyser nie myli się, jest bardzo nowocześnie - to wręcz zachętą do ekranizacji. Narracja z offu działa bez zarzutu. W sam raz na mini serial. Może, i taki był zamysł? Jest niby prosto, ale bardzo ciekawie. Wszystko ustawione jest w odpowiednich miejscach i działa, tak jak powinno. Nawiązania do “Powrotu…” wpleciono umiejętnie, nie nachalnie. Sprawdzone motywy satysfakcjonują - dla przykładu - użycie przebitek z programów telewizyjnych. Czuć klimat, jest ciemno, deszczowo, niepokojąco i nieco przygnębiająco. Tego właśnie oczekiwałem po opowieści o Nietoperzu.

Rysunki zaś - to uczta dla oczu. Przyznam się, jestem psychofanem Romity Jr., od czasów, gdy zobaczyłem jego rysunki w wydanym przez TM-Semic (w roku 1995) “Daredevil: The Man Without Fear”. Myślę, że omawianego Batmana kupiłem głównie dla rysunków. John posiada charakterystyczny styl (nie każdemu się podoba), a do tego niezwykły talent - niektóre kadry z “Ostatniej krucjaty” warto oprawić w ramkę. To ta unikalna magia - sprawiająca, że czasami komiks wygrywa w mojej ocenie z powieścią.




Postacie ukazano bardzo sugestywnie, co może wydawać się trudne, zwracając uwagę na niewielką ilość stron. Z drugiej strony, wszyscy doskonale ich znamy - to klasyczne figury. Miller i Azarello umiejętnie poruszają się w tej materii, choć ja osobiście chciałbym więcej. Selina Kyle ledwie zaznacza swoją obecność, Robin prezentuje się ciekawie, po Batmanie daje się odczuć ciężar wieku. Jokera wykreowano umiejętnie - czuć to szaleństwo, zagrożenie.

Reasumując. Czy warto sięgnąć po ten komiks? Zdecydowanie warto. Czy warto posiadać go w swojej kolekcji? Cena - jest bardzo przystępna, a wydanie solidne. I tutaj więc podpowiem - warto mieć na półce. A, że sama historia jest bardzo krótka? Wracamy do początku. Komiks kończy się tak, że kontynuacja jest wskazana. Czekam więc, a Was namawiam do lektury.





Komentarze

Popularne posty