NIEBATMAŃSKI BATMAN POZA GOTHAM - recenzujemy komiks All-Star Batman - Tom 3
W założeniach wydawnictwa, seria “All-Star Batman” miała być pewnego rodzaju antologią, usytuowaną na uboczu “DC Odrodzenia”. I dokładnie to otrzymujemy w tomie trzecim, na który składa się siedem rozdziałów. Jednocześnie mamy tutaj dwie odrębne historie. Gdyby spróbować opisać je jednym zdaniem, pewnie brzmiałoby ono jakoś tak: “Batman poza Gotham, w całkiem niebatmańskim klimacie”. To, i źle, i dobrze.
Pozwolę sobie zacząć od drugiej historii (trzy rozdziały), która scenariuszowo kieruje nas do Rosji, podrzuca klimat mafijny i dodaje postać pewnej zabójczyni. I tyle, ot historia, usytuowana w życiorysie Batmana, gdzieś lata temu. Brakło mi feelingu, brakło mi magii Mrocznego Rycerza. Autorami scenariusza są Rafael Albuquerque oraz Rafael Scavone.
Graficznie, ta część także nie błyszczy. Rysuje Sebastian Fiumara. Poprawnie, ale przeciętnie.
Ale…
Teraz przejdźmy do historii z początku tomu (pierwsze cztery rozdziały). Tutaj, także jest nieco specyficznie, ale za to już o niebo ciekawiej. Trafiamy do Miami, gdzie obcujemy z klimatem pirackim (sic!), przeplatanym retrospekcjami, a narratorem zostaje Alfred Pennyworth.
I to, działa. Cóż, za scenariusz odpowiada sam Scott Snyder, który jak wiadomo, Batmana pisać potrafi (zaprawiony w bojach w trakcie New 52).
Historia podana jest dynamicznie, z dużą ilością smaczków, nawiązań - a to powoduje, że świat przedstawiony żyje. Pojawiają się klasyczni złoczyńcy, ale i nowe postacie. Relacja Alfred - Bruce ukazana jest wyśmienicie. Nie sądziłem, że w tej materii, po tylu dobrych historiach, nadal można napisać coś tak sprawnie, tak mądrze, dodając kolejną cegiełkę do już znanych dziejów. Historia opowiadana z perspektywy służącego, pomocnika, ale i mentora oraz przybranego ojca Bruce’a Wayne’a, to strzał w dziesiątkę. Wędrujemy w głąb wspomnień Alfreda, i to jego odbieramy jako głównego bohatera. Dziwnie? Hmm… Uwielbiam klasycznego Batmana, i niby brakuje mi tego klimatu, ale jest oryginalnie - dobrze się to czyta. Otrzymujemy zamkniętą historię, ale mocno osadzoną w mitologii Mrocznego Rycerza.
Graficznie - jest równie ciekawie. Rafael Albuquerque kreśli kadry pozornie niedbale, bardzo artystycznie, malarsko, ale jednakowoż dba o szczegóły. Niektóre pozy postaci, niektóre kadry - uważam za genialne.
Reasumując - wydawnictwo jest nierówne. Większa część wybija się ponad przeciętność, mniejsza - skutecznie hamuje zachwyty nad całością. Jako zeszytówki, działało to pewnie bez zgrzytów, jako zbiorek - już nie bardzo.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu na potrzeby recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz