Po prostu życie. Wrażenia po trzecim sezonie “True Detective”
Kolejny do kolekcji seriali kompletnych. Trzeci sezon "True Detective" zawiera tak wiele warstw, że spokojnie można by nimi obdzielić kilka solidnych filmów. Pewnie dlatego, dobrze się stało, że historię otrzymujemy w postaci jednego sezonu serialu.
Realizacja - wiadomo, że sztos - to w końcu HBO. Aktorsko, poza Mahershala Ali, błyszczy Scoot McNairy (jako pogrążony w żalu ojciec) oraz zaskakująco solidny Stephen Dorff (dawno nie widziałem go w niczym ciekawym). Carmen Ejogo od pierwszej sceny - urzeka.
Relacje rodzinne, aż bolą od intensywności, a jedyna w serialu, kapitalnie wprowadzona scena akcji, jest przerażająco perfekcyjna. Dostajemy mądrze poprowadzone rozważania na temat upływu czasu, na temat konsekwencji. Potępiona zostaje wojna, podkreślona i wywyższona - przyjaźń.
No i to, czego ja sam doświadczam mocno, od kiedy w moim życiu pojawiły się dzieci, czyli ich fundamentalny wpływ na życie rodziców.
A, dla narzekających na "rozczarowująco słabe" zakończenie, pod kątem kryminalnym... Cóż. Sednem zarówno pierwszego, jak i drugiego sezon antologii nie była przecież "sprawa", tylko nade wszystko życie.
Życie prawdziwego detektywa. Trzeci sezon idzie tym tropem, jeszcze mocniej niż poprzednie.
Na koniec. Niesamowite jest to, jak różni zdają się być bohaterowie w każdym z planów czasowych. To wielkie aktorstwo. I, Ali, grając Haysa w latach 90-tych musiał się inspirować Wesleyem Snipesem, bez kitu :).
by / #Szeptun_XIII
by / #Szeptun_XIII
Komentarze
Prześlij komentarz