Białasy w Japonii, czyli #masakraaa_harat



#masakraaa_harat  #dymki_i_kadry #smaki_z_kliszy


Niegdyś planowałem podcast, ale wiadomo - brak czasu. Dlatego teraz dostajecie specyficzną zbitkę popkulturową (subiektywnie wybrane komiksy + filmy) w klimatach mieczy, Jakuzy, odcinania, chlapania krwią i Japonii. I jeszcze raz odcinania. 


The Outsider


Wszystko zaczęło się od tego filmu. Nieee...

Tak na serio, zaczęło się od mojej fascynacji Japonią. Niegdyś, seryjnie pochłaniałem książki o historii Kraju Kwitnącej Wiśni, a w czasach królowania VHS, zdobywałem i non stop oglądałem anime.

Nie jestem jakimś super znawcą, ale orientuję się co nieco. I kiedy Netflix zapowiedział (bardzo klimatycznie) film z Jaredem (a kolesia bardzo cenię) - o losach Amerykańca w powojennej Japonii - zelektryzowało mnie. Na pierwszym planie blady, beznamiętny bohater. W tle: Yakuza, tatuaże, miecze i obcinanie palców. Wow. Trailer i plakaty - miód.
Oglądałem w pierwszych godzinach, w dniu premiery.

Żeby być szczerym - "Outsider" to obraz nie do końca taki, jakim się zapowiadał. A raczej, nie do końca tak dobry, jak się spodziewałem.

Tempo jest powolne, ujęcia wykonano starannie, a Jared gra oszczędnie, jest "dziwnym" Amerykaninem. Takim japońskim 😁, bardzo pasującym do całej historii, do miejsca, w którym się znalazł. Nie obserwujemy jego przemiany - otrzymujemy zimnego drania. O tym, że kiedyś był inny dowiadujemy się z dialogu. Może szkoda, a może nie.
To historia gangsterska, miłosna, krwawa i kameralna, odpowiednio klimatyczna, i raczej nie zaskakuje fabularnie. Na pewno nie otrzymujemy kina akcji - to bardzo dobrze. Postawiono na symbolikę. Jednocześnie, niestety widać, że to produkcja telewizyjna, z niskim budżetem.

Reżyseruje Duńczyk - Martin Zandvliet. Jared Leto wiedzie prym, ale dzielnie sekunduje mu Tadanobu Asano (znany chociażby z "Zatoichi" lub serii "Thor").

Warto nadmienić, że film spotkał się z ostrą krytyką - za rzekome "wybielenie" postaci granej prze Jareda. Nie bardzo rozumiem - to wszak fabuła (nie film dokumentalny, czy oparty na faktach).

Jeśli nie oczekujecie zbyt wiele - warto sprawdzić. Ale, poszukując filmu wybitnego - omijajcie 😁. Ani Jared, ani Netflix - "Outsidera" nie zaliczą (raczej) do sukcesów.
Natomiast mnie, film ów zainspirował do poszukiwań - ich efektem jest seria wpisów o historiach osadzonych w takim właśnie klimacie: obcy (biały) przybysz trafiający do japońskiego (niebezpiecznego) świata, spod znaku miecza i odciętych części ciała.





The Wolverine Unleashed Extended Edition



Kolejny film w zestawieniu. I bez zaskoczenia - to dosyć brutalna historia, a na dodatek z superbohaterami na pierwszym planie.

"Wolverine" - obraz Jamesa Mangolda z 2013 roku, w kinach wyświetlano w kategorii PG-13. Na szczęście, dla postaci Rosomaka, nieco później otrzymaliśmy wersję "bez cenzury".
O tej, postanowiłem napisać kilka zdań - bo warto 😎.

Wolverine wraca do Japonii, współcześnie. Przywozi go Yukio (genialna postać, aż szkoda, że nie zdecydowano się na jej powrót w innym filmie), zaufana wojowniczka, przedstawicielka człowieka, którego Logan spotkał w Japonii w latach czterdziestych dwudziestego wieku.

I rozpoczyna się rodzinna intryga. Wolvie czasowo traci swoją moc regeneracji (mocno komiksowy patent - dla mnie raczej słaby), pojawiają się ninja, otrzymujemy sporo widowiskowych scen akcji (bardzo, bardzo ciekawe pomysły) i sporo krwi. W tej wersji filmu pojawia się kilka bardzo dobrych, rozszerzonych scen - jak sekwencja z walką w wiosce lub ta na wagonie (miód!).




Klimat Japonii przedstawiono umiejętnie, muzyka na plus. Japońscy aktorzy - bardzo spoko. Generalnie, nigdy nie zrozumiem hejtu na ten film. Być może spowodowane jest to faktem, iż większość widziała film w kinie - ja zapoznałem się z "bogatszą" wersją.

To historia superbohaterska (o oryginalnym komiksie napiszę w dalszej części zestawienia), z wszystkimi plusami i minusami, lecz zachowująca równowagę. Logan pozostał sobą (czyli Jackmanem 😁), ale dodatkowo odpowiednio "nasycono" go klimatem Japonii. Bardzo polecam.






The Shadowmasters


Kontynuując nasze zestawienie spod znaku Amerykańców w Japonii - trafiamy na specyficzną serię komiksową, powiązaną z Frankiem Castle 😁.
Wszystko zaczyna się w roku 1990. Dla mnie, znaczy się.

Wtedy kupiłem pierwszy komiks o "Pogromcy" (oficjalne wtedy tłumaczenie ksywy Punishera) od wydawnictwa TM-Semic. 

I w drugiej części zeszytu natrafiłem na historię o amerykańskim żołnierzu stacjonującym w powojennej Japonii. Żołnierz ów styka się ze światem ninja i demonów Tengu oraz zwolennikami zrzucenia amerykańskiego jarzma. Ninja, co ciekawe, stają po stronie Amerykanina - mamy nawet do czynienia z przyjaźnią i walką w jej imię.

W jaki sposób ten komiks trafił do zeszytów z Punisherem? To nie był błąd lub fanaberia. Po kilku numerach okazało się, że lata później, sam Frank Castle zawitał do Kraju Kwitnącej Wiśni i, walcząc u boku klanu ninja, likwidował zwolenników przywrócenia japońskiej mocarstwowości. Ci, żądni amerykańskiej krwi 😁, bezwzględni dranie wspierali się najnowocześniejszą technologią.

Gdyby przenieść całą historię na język filmu - oglądali byśmy solidne kino klasy B. Ale komiksy rządzą się innymi prawami. Więcej, pozornie głupich, czy przegiętych patentów może trafić do bardzo dobrego wydawnictwa. I nikt nie grymasi.

Mam ogromny sentyment do serii "Shadowmasters", przez wzgląd na początek mojej komiksowej przygody z "Punisherem". Nigdy nie dane mi było czytać jej w oryginale.
Technicznie, to solidny, klasyczny komiks. Początkowo, ze staranną kreską i ciekawym scenariuszem. Później, gdy Frank Castle nawiedza świat ninja, to już jazda bez trzymanki 😁 - za rysunki odpowiadają między innymi Jim Lee i Erik Larsen. Akcyjniak pełną gębą. Ale doskonale się go czyta.

Polecam. Mamy klimat (początkowo) i dużo dobrej akcji: miecze, ninja, karabiny, laserowe czujniki, pancerze wspomagane... Dobra 😊, po prostu zapoznajcie się z tym.

Streszczenia dostępne między innymi tutaj:


Wolverine #1


Ciąg dalszy perypetii obcokrajowców w (nie) gościnnej Japonii. Koniecznie, perypetii wzbogaconych dużą dozą czerwieni.

Wspominałem o filmie "Wolverine", teraz pora na komiks, na którym częściowo oparto ów obraz. W 1982 roku zlecono dwóm ciekawym twórcom pracę nad "Wolverine#1 - mini serią o przygodach Rosomaka. Historię ogarnął wyjadacz - Chris Claremont, za "ołówek" odpowiedzialność wziął, chwalony za ówczesnego "Daredevila", Frank Miller.

Wolverine wraca do Japonii. Wplątuje się w historię z pogranicza miłości i zdrady, walczy z (wcześniej wymyśloną przez Millera w "Daredevilu") organizacją "The Hand" (tak, ta grupa z netflixowych seriali) i u boku niezwykłej Yukio wycina sobie krwawy szlak zemsty.

Fabularnie, muszę przyznać, tak sobie. Dosyć specyficznie i klimatycznie. Za to rysunkowo - bardzo miodnie, choć na pierwszy rzut oka może się wydawać nieco nierówno i niedbale. Ale to styl (odmienny od późniejszego) Millera, jego własny sposób komponowania kadrów - bardzo nowoczesny i niekonwencjonalny. Czasem nawet umowny. Na mnie zadziałało.
Warto znać.

Po polsku komiks ukazał się Wielkiej Kolekcji Marvela. Ja najpierw czytałem w oryginale, później dane mi było sprawdzenie w rodzimym języku (dzięki MJ 😎).


Black Rain


Ostatni film w "japońskim" zestawieniu - z rodzaju tych, na które mawiają "klasyk".

Bo "Black Rain" ma wszytko to, co mieć powinien dobry "sensacyjniak" lat dziewięćdziesiątych, ale dodatkowo przefiltrowane przez talent Ridleya Scotta. Czyli dostajemy niesamowity klimat (tutaj Japonii), bardzo solidne ujęcia i naprawdę kultowe sceny.

Do Japonii przybywa nie jeden, a dwóch Amerykańców. I prowadzą śledztwo. Zderzenie kultur gwarantowane, a Yakuza, tajemnicza kobieta i sceny akcji - jako dopełnienie. No i motocykle. Żeby nie było zbyt słodko - jeden z detektywów to "dirty cop". Bam!

Uwielbiam promocyjne klimaty tamtych lat (1989) - patrzcie na dołączony plakat. Poza twardziela, fryz i graficzne cudeńko w postaci tła plus opis filmu w pięciu zdaniach. Kompletny. 😎

Warto nadmienić, że Michael Douglas przez część filmu został nakryty kapeluszem przez aktora drugoplanowego. Andy Garcia zabrał mu wszystko 😀. No - ale potem już tylko Michael plus przemoc, “twardzielstwo” i on - i jego reguły. Śmieję się, ale to naprawdę solidne kino. I doskonałe aktorstwo. I Zimmer muzycznie.

No i obczajcie ten klimat w jednej z kultowych scen:




Oraz trailer:



Istnieje szansa, że przegapiliście? Hmm?

To tyle. Na bank, nie wyczerpałem tematu. Podrzućcie swoje typy.


Komentarze

Popularne posty