Lovecraft bez Lovecrafta - i to w wersji porno - oceniamy komiks "Neonomicon"



#pop_wydmuszka #recenzja_w_Gnieździe #dymki_i_kadry#tylko_dla_dorosłych


Sam jestem sobie winien. Dałem się podejść, a dokładniej - zasugerował się nazwiskiem, właściwie dwoma. Ale, chyba mogę czuć się rozgrzeszony,  bo czy ktoś mógłby pomyśleć,  że rozczarowującym będzie spotkanie “H. P. Lovecraft/Alan Moore”?


Ano, rozczarowujące bardzo.


Gdybym miał napisać w skrócie, bo nie warto tracić czasu na negatywne recenzje, pewnie brzmiałoby to mniej więcej tak, jak poniższe zdanie.


To historia o tym, że stereotypowy szowinista popada w obłęd, “wzbogacona” o wariację na temat “Kształtu wody”, tyle że w wersji porno.


Tak właśnie odbieram komiks “Neonomicon”, oryginalnie wydany prawie dekadę temu, a teraz prezentowany polskiemu odbiorcy. Wydanie zawiera dwie historie, opublikowane w seriach ‘Courtyard’ (fragment oryginału) i “Neonomicon”.


Zupełnie nie pasuje mi tu, ani Moore, ani Lovecraft.


Zdumiewająco prostą do bólu (przewidywalną) historię “ozdobiono” bezsensownie wulgarnymi dialogami. A całość udaje, że niby ma coś wspólnego z twórczością Lovecrafta.
No, nie wystarczy wstawić (to idealnie pasujące słowo) w scenariusz oraz w rysunki, przypadkowych nazw, cytatów (często od czapy) z bogatego w szczegóły i mitologię uniwersum. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że scenariusz Moore to swoiste wynaturzenie prozy samotnika z Providence. Mamy więc epatowanie okrucieństwem zamiast grozy. Mamy wulgarną seksualność zamiast niedopowiedzenia i tajemnicy. No, i osadzenie akcji współcześnie na pewno nie pomogło w budowaniu atmosfery charakterystycznej dla dzieł Lovecrafta (co nie jest jednoznaczne, bo dla przykładu, film “W paszczy szaleństwa” dał radę, i to bardzo).  


Z przedmowy i researchu (bo sam komiks w żaden sposób nie pozwala nam tego zrozumieć) dowiedziałem się, że Moore w swoisty sposób “strollował” Lovecrafta (za cholerę nie mam pojęcia, po co ten zabieg) - między innymi przez obsadzenie w głównych rolach rasisty (Lovecraft miał takie poglądy), czarnoskórego agenta FBI (jak wcześniej) oraz kobiety - agentki (u Lovecrafta nie znajdziemy kobiety w wiodącej roli).


Wszystkie te zabiegi wywołują jedynie pytanie: “Po co?”. Nie znajduję nań odpowiedzi, choć autor przedmowy twierdzi, iż chodzi o “wyrazistość” i “śmiałe podjęcie kontrowersyjnych tematów”. Nie kupuję tego.


No i jeszcze rysunki od Jacena Burrowsa. Zostawiłem je na koniec, ale nie w myśl tej znanej i pozytywnej zasady. Otóż, ilustracje są (długo szukałem odpowiedniego słowa) szpetne i odrażające. Tak, po prostu - brzydkie. I nie sądzę, żeby było to zamierzone działanie, mające podkreślić charakter komiksu. Rysownik zupełnie nie potrafi szkicować ludzi, ciała przedstawia w sposób (raczej niezamierzenie) karykaturalny, ma problemy z perspektywą. Jedyne udane kadry to te, w których pojawiają się wizje - dziwne, mistyczne kształty i obiekty. To, moim zdaniem, nieco za mało.

Przeglądałem inne prace Burrowsa i bywa lepiej (przypominam, że omawiany komiks powstał w roku 2010 - może to kwestia czasowego nabycia wprawy, czy umiejętności).





Reasumując: jeśli jesteś fanem twórczości Alana Moore - zawiedziesz się łopatologią i prostotą scenariusza, a jeśli jesteś fanem dzieł H. P. Lovecrafta - nie znajdziesz tutaj charakterystycznego dlań klimatu nienazwanej grozy. Nie wiem, do kogo skierowano to kuriozum - dla zwykłego czytelnika będzie to wulgarny, odpychający i zwyczajnie niepotrzebny eksperyment. I brzydki, na domiar złego.


Fuj!


Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji (każde doświadczenie czegoś nas uczy).





Komentarze

Popularne posty